Post Pojemniki próżniowe Dafi Vacuum pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Zapewne posiadacie różnorodną kolekcję plastikowych pojemników. Ja również wykorzystuje je namiętnie, często przekazując w nich najróżniejsze rzeczy, stąd zdekompletowane zestawy w przeróżnej, kolorowej konfiguracji. Zawsze starałam się szukać maksymalnie dokładnie zamykanych, najlepiej z gumową uszczelką, by przechowywane produkty nie przesiąkały innymi zapachami.
Zestaw który dostałam składał się z czterech pojemników różnej wielkości. Pierwsze wrażenie estetyczne było bardzo pozytywne, gdyż pojemniki wykonane są z bardzo dobrej jakości plastiku. Często te z mniej regularną fakturą z czasem na stałe nabierają nieciekawego zapachu. Dafi Vacuum przypominają bardziej szklane naczynia, a wieńczy je solidna, bardzo dobrze pasująca pokrywa z air clipami. W większych pojemnikach jest w środku dodatkowo plastikowa kratka, która powoduje, że przechowywana rzecz nie przylega bezpośrednio do dna pojemnika.
Wspomniana pokrywka z air clipami to kluczowa rzecz w pojemnikach, gdyż specjalny zawór pomaga nam w odessaniu ze środka powietrza. Skorzystałam z elektrycznej pompki, ładowanej załączonym zasilaczem. Dafi sprzedaje również tańsze pompki ręczne. W celu otwarcia pojemnika, z którego odessano powietrze, wystarczy zwolnić specjalny klips.
Co nam daje próżniowe przechowywanie żywności i czy faktycznie pojemniki spełniają swoją reklamowaną rolę?
Produkty żywnościowe zamknięte tak szczelnie w pojemniku nie są narażone na działanie wilgoci i powietrza. Dzięki temu dużo dłużej zachowują swoją świeżość i jakość. Po wsadzeniu produktu do środka pojemnika należy nałożyć równo pokrywkę. W zależności od tego jakiej wielkości pojemnika używamy, różny jest też szacunkowy czas odpompowywania powietrza. Przy manualnej producent zaleca by robić to do oporu. W przypadku elektrycznej: pojemnik 0,5 l max 4 sekundy, 1,3 l 5 sekund, 1,5 l 6 sekund i 2,7 litra maksymalnie 8 sekund.
Przechowywać w nich można wszystko – od cebuli po łososia. Pojemniki dotarły przed Wielkanocą, więc pierwszy test wykonałam na wędzonkach przyrządzonych przez mojego teścia, czyli na autentycznie wędzonych, aromatycznych wyrobach – boczku, szynce i schabie. W pojemniku próżniowym wylądował również domowy pasztet.
Nie lubię odmrażanych wędlin, więc pojemniki spełniły swoją rolę. Przez dłuższy czas wędlina była odpowiednio wilgotna, ładnie pachniała. Świetnie się sprawdzają w przypadku rozkrojonych warzyw czy owoców – nie rozwijają się na nich bakterie tlenowe. Pakuje w nie również ugotowane czy usmażone rzeczy, które będą jedzone np. na kolejny dzień – czy ktoś sobie może pozwolić na luksus codziennego gotowania?
Po wykorzystaniu pojemniki wygodnie się myje.
Minusy?
Nie próbowałam ręcznej pompki, ale domyślam się, że może być to uciążliwe. Elektryczna jest bardzo wygodna, choć gabarytowo dość spora. Nie ma na niej również żadnego wskaźnika naładowania baterii czy informacji o aktualnym stanie naładowania.
Generalnie produkt z gatunku tych, które raz użyte, będą systematycznie wykorzystywane. W mojej lodówce mają już swoje stałe miejsce
Post Pojemniki próżniowe Dafi Vacuum pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Jak pizza, to tylko w Neapolu pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Podczas naszego ostatniego pobytu w Neapolu, po przylocie i złożeniu bagaży w hotelu, udaliśmy się w poszukiwanie prawdziwej, włoskiej pizzy. Z racji tego, że najbardziej popularny lokal – Da Michele – mieliśmy na wyciągnięcie ręki, właśnie tam skierowaliśmy się na swój pierwszy posiłek w Neapolu.
Nie dość, że rodzina Condurro prowadzi tu jedną z najlepszych pizzeri w mieście od 1870 roku, to jeszcze zyskała na popularności dzięki filmowi “Jedz, módl się, kochaj”, w którym Julia Roberts objadała się pizzą właśnie w Da Michele.
Lokal nie znajduje się przy głównej ulicy, należy więc wcześniej skorzystać z dobrej mapy, gps, bądź wskazówek któregoś z sympatycznych Włochów. Da Michele daje się z daleka poznać po… kolejkach przed lokalem!
Tak tak, trzeba dostąpić zaszczytu, by być zaproszonym do środka. Domyślacie się, że nikt nie myśli o długim przesiadywaniu po skończeniu posiłku, kiedy pomyśli o głodnych ludziach stojących na zewnątrz.
W samym lokalu klasycznie oraz dość ciasno. Ma to z pewnością swój klimat!
Da Michele podaje tylko dwa klasyczne rodzaje pizzy, czyli Marinarę oraz Margheritę. Ta pierwsza to pomidory, oregano, oliwa, czosnek. Margarita z kolei to pomidory, mozzarella oraz bazylia. Wszystko to oczywiście wykonywane na widoku, wśród klientów lokalu, a sama pizza piecze się w tradycyjnym piecu opalanym drewnem, co nadaje jej niepowtarzalnego smaku, zapachu oraz kształtu – lekko przypalone brzegi oraz nierównomierne gródki na samym cieście.
Ciężko zdecydować, która lepsza. Obie rewelacyjne. Trafiliśmy również do lokalu znajdującego się niedaleko Da Michele – Trianon da Ciro. Tam również na naszych talerzach wylądowała klasyka i jednogłośnie uznaliśmy, że pizza w tym lokalu to nasz numero uno.
Nie dość, że każdego dnia prawdziwa włoska pizza rozpływała się nam w ustach,to jeszcze pozwalała na relatywnie tanie żywienie na miejscu. W lokalach typu Da Michele czy Trianon de Ciro koszt Marinary pokrywającej cały talerz to 3,5 euro. 4 euro trzeba zapłacić na Margheritę. Napój lub piwo w większości lokali to 2 euro.
Spróbuj raz, a zadrży cię ręka zanim zamówisz w domu obładowaną dodatkami oraz wysmarowaną sosami pizzę
Post Jak pizza, to tylko w Neapolu pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Likier jajeczny, czyli adwokat domowej roboty pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Domowej roboty adwokat stanowi poza tym świetny dodatek do kawy czy lodów, a poprawiająca się pogoda powoduje, że będą świetnym pomysłem na popołudniowy deser. W przygotowaniu jest banalnie prosty, lecz należy pamiętać, że będziemy używać tutaj surowych jajek, więc bardzo ważne jest ich wcześniejsze przygotowanie – dokładne umycie i sparzenie, by móc spokojnie delektować się likierkiem.
Składniki na około 1 litr likieru:
Uwaga: Co do ilości spirytusu – podałam zalecane przez większość portali oraz blogerów proporcje. Po wlaniu 200 ml powinien być delikatny, przy 250 ml mocny, ja proporcje wypośrodkowałam – 220 ml.
Zaczynamy od przygotowania jaj. Warto je na początku umyć, a następnie osuszone wytrzeć starannie wacikiem namoczonym w occie. Dzięki temu zabiegowi będą usunięte wszystkie nieczystości pozostawione (i zaschnięte). Ja użyłam jajek przywiezionych prosto ze wsi, więc znajdowały się na niektórych nawet zaschnięte źdźbła trawy. Poza tym sprawdzimy, czy żadne z jaj nie ma rysy, pęknięcia, a ponoć najbardziej prawdopodobne jest że właśnie w takim może ona występować. Dlatego używamy tylko całych jaj.
Ostatnim etapem będzie wyparzenie ich w szklance/misce z wrzątkiem. Każde zanurzamy na około 10 sekund, gdyż jest to podobno jedyny sposób na pozbycie się ewentualnej salmonelli z jajka. Ginie ona w temp. powyżej 60’C.
Teraz możemy oddzielić żółtka od białek, przy czym białka proponuję zachować na ewentualne ciastka lub tort bezowy
Żółtka ucieramy mikserem na puszystą masę dosypując w trakcie cukier puder.
Kiedy ładnie się połączą, dolewamy mleko i dalej całość miksujemy.
Na koniec do lejącej się, płynnej, jednolitej masy, dolewamy bardzo powolutku, ciurkiem, spirytus – cały czas mając włączony mikser, ale już na niższych obrotach. Nie chcemy, aby żółtka nam się zważyły od zbyt raptownego wlania alkoholu.
Na koniec przelewamy do dobrze umytej i osuszonej butelki. Przechowujmy w lodówce, a przed podaniem dobrze jest nią dobrze wstrząsnąć.
Z podanej ilości składników uzyskamy około litr trunku
Post Likier jajeczny, czyli adwokat domowej roboty pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Barcelona – można się zakochać pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
4 dni wystarczyło, by zobaczyć wszystkie najciekawsze miejsca, a także poczuć klimat miasta. Pozostaje jednak olbrzymia tęsknota i chęć ponownego odwiedzenia tego miasta.
Klimat, ludzie, piękne plaże, zagospodarowanie wybrzeża, wszechobecny ruch i rekreacja.
Świetnie rozplanowany transport miejski, w tym zwłaszcza metro. Prostota i świetne połączenie z każdym punktem miasta.
Barcelona na nogach – leniwi nie wiedzą co tracą. Po Barcelonie chodzi się z wysoko podniesioną głową – piękne kamienice i zdobienia.
Kuchnia – przerażająca ilość McDonaldów i Burger Kingów na kilometr kwadratowy, ale równie wielka ilość barów tapas i lokalnych, małych knajpek. Jemy relatywnie tanio – menu dnia lub buffet libre – płacisz raz, jesz ile chcesz
Dla chcących samodzielnie przygotować własne jedzenie – La Boqueria – jarmark z przebogatą ofertą mięs, ryb, owoców i warzyw.
Bardzo czysto. Nie myślałam, że w drugim największym mieście Hiszpanii można tak świetnie skoordynować pracę miejskich służb, zwłaszcza, ze wszędzie można spotkać tłumy turystów.
Polecam wszystkim, zarówno rozrywkowym, jak i nastawiającym się na romantyczny wypad we dwoje czy wycieczkę z dzieckiem.
Barcelona jeszcze wróci na mojego bloga – trwa proces spisywania dziennika wyprawy, który będzie utrwalony gdzieś w sieci. Póki co zafiniszowała skromna witryna o tegorocznych, rodzinnych wakacjach w Aquis Marine na Kos – http://kos.info.pl.
/edit 21.05.2014
W końcu, po kilku miesiącach, udało się ukończyć naszą relację z wyprawy do Barcelony – http://mybarcelona.pl, zapraszam!
Post Barcelona – można się zakochać pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Muzeum Chleba w Radzionkowie pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w wycieczce do Muzeum Chleba w Radzionkowie. Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tego wyjazdu, ponieważ wydawało mi się, że formuła w jakiej zostało ono przygotowane, ciekawi tylko dzieci – okazało się jednak, że nie tak do końca. Bardzo wiele eksponatów, które się tutaj znajdują, wzbudzi zapewne wiele skojarzeń osobom dorosłym, które pamiętają je z kuchni swoich rodziców czy dziadków.
Radzionkowskie Muzeum to po prostu składowisko wszystkiego co dotyczy historii wypieku pieczywa.
Zwiedzanie rozpoczyna się od przejścia paru pomieszczeń, w których zgromadzonych jest tak wiele różnego rodzaju sprzętów użytku domowego, że nie sposób jest podać ich ilości. Zgromadzone/ułożone są tematycznie, zaczynając od starych pralek, po żelazka, lokówki, wanny, krosna, kredensy, komputery i wiele wiele innych. Jeśli będziemy bliżej chcieli zgłębić temat, pomoże tam w tym pani z obsługi, ładnie ubrana w ludowy strój.
Kolejnym punktem programu jest krótka lekcja w „starej klasie”. Będzie można się przekonać, jak dawniej wyglądała dyscyplina i szkolne wychowanie! Na parę minut możemy cofnąć się w czasie i poczuć rygor oraz powagę dawnego szkolnictwa
W programie zwiedzania nie zabrakło również wizyty w „starej cukierni”. Tam mogliśmy się dowiedzieć o dawnych zwyczajach kupieckich, w tym m.in. o kupowaniu łakoci na wagę.
W kolejnym pomieszczeniu czeka dla zwiedzających przygotowane, surowe ciasto i stolnice. Każdy uczestnik zwiedzania ma skomponować własny kształt bułeczki, rogalika czy czegoś innego, by na końcu cieszyć się świeżym wypiekiem. Ciasto świetnie wyrobione (bardzo dobre proporcje) – z łatwością, nawet maluszki, poradzą sobie z uformowaniem jakiejś pyszności. Świetna zabawa. I to właśnie ta część pobytu w muzeum zainspirowała mnie do spróbowania upieczenia w domu swoich własnych bułeczek – jutro na blogu
Na koniec pozostała nam jeszcze projekcja filmu dotyczącego całego procesu powstawania chleba, zaczynając od zasiania, aż po wypiek. Całość dopełnia wygłoszony w bardzo ciekawy sposób wykład o szacunku do chleba.
Po wyjściu, na terenie/na zapleczu muzeum udostępniony jest dla dzieci mały plac zabaw z wiatą i ławkami dla rodziców.
Teraz nie pozostaje nam innego jak upieczenie prostych, domowych bułeczek. Przepis, który znalazłam w sieci, jest dla mnie mistrzostwem świata! Zapraszam jutro na bettycook.pl.
Post Muzeum Chleba w Radzionkowie pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Konkurs – rozstrzygnięcie pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Sandra:
Sonia:
Monika:
Kody zostaną wysłane mailem.
Smacznego!
Post Konkurs – rozstrzygnięcie pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Uwaga, KONKURS! pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Zadaniem konkursowym jest wybranie dowolnej rzeczy znajdującej się na moim blogu, przyrządzenie, a następnie wykonanie zdjęcia i przesłanie na moją skrzynkę mailową – [email protected]. Trzy najlepsze wybiorę, a następnie obdaruję bonami, które można wykorzystać w serwisie pyszne.pl. Na maile czekam od dzisiaj do 21.09 (sobota) do godziny 23:59.
Termin realizacji bonów – 13.10.2013r.
Bony można zrealizować tylko zamawiając jedzenie online w serwisie Pyszne.pl, w restauracjach, które posiadają w ofercie płatność online oraz które dowożą jedzenie pod adres wpisany przez zwycięzcę. Należy to sprawdzić podając adres dostawy na stronie pyszne.pl.
Kupon można wykorzystać podczas jednego zamówienia.
Kupon można wykorzystać w restauracjach realizujących płatność online.
Kupony zniżkowe nie łączą się z punktami lojalnościowymi.
Jeśli kwota zamówienia jest wyższa, należy dopłacić różnicę przy płatności online.
Kod kuponu należy wpisać po dokonaniu wyboru restauracji i zamówienia, w trakcie wyboru sposobu płatności, w okienku “Kod kuponu” i nacisnąć przycisk ZREALIZUJ.
WAŻNE – sprawdź, czy w twoim mieście znajdują się restauracje, których oferta dostępna jest na Pyszne.pl
Krótkie zasady:
1. Mam prawo umieścić wybrane przeze mnie zdjęcia na blogu – mogą być podpisane samym imieniem bądź nickiem.
2. Autor zdjęcia uczestnicząc w konkursie oświadcza, że jest autorem przesłanych fotografii.
3. Jedna osoba może przesłać jedno zgłoszenie.
4. Bony do zwycięzców zostaną wysłane niezwłocznie po zakończeniu konkursu.
Post Uwaga, KONKURS! pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Złoty Potok i okolice pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
… Pustynię Siedlecką! Znajduje się ona raptem 4 kilometry od Złotego Potoku, a wydaje się mało znana i rzadko odwiedzana. Trafiliśmy tam co prawda do południa, jednak poza nami po okolicach kręciła się tylko jedna para z dzieckiem, więc cała pustynia dla nas! Co prawda daleko jej powierzchniowo do Pustyni Błędowskiej, jednak “piaszczystego uroku” jej nie brak.
Nawet reakcja Zuzi po wyjściu z samochodu była “wow!”. Dla niej to po prostu wielka piaskownica w której mogła się pobawić swoimi wiaderkami i łopatkami, a także pochodzić na boso po rozgrzanym piachu.
Po wygrzaniu stóp wróciliśmy do Złotego Potoku, zatrzymaliśmy się na parkingu, z którego łatwo można dotrzeć do popularnych źródełek. Prowadzi tam malownicza ścieżka przez las, a jak to u źródeł – woda krystalicznie czysta i zimna jak lód
Centrum Złotego Potoku to zalew. Wokół szereg atrakcji oraz punktów gastronomicznych, w tym głównie smażalnie pstrąga. To właśnie ta ryba jest prawdziwym symbolem miasteczka, a w okolicy znajdują się stawy hodowlane.
Oczywiście niedzielna wizyta w Złotym Potoku nie obyłaby się bez pstrąga, więc jak większość turystów, trafiliśmy do najstarszej pstrągarni. Pstrągarnia Raczyńskich jest ponadto jedną z najstarszych w Europie (ponad 125 lat!), a między stawami znajduje się tablica pamiątkowa ku czci Mikołaja Girdwoynia, który ją zaprojektował. Miejsce z pewnością urokliwe, ale nader zatłoczone. Ciężko wymanewrować autem w niedzielne popołudnie, nie mówiąc już o anielskiej cierpliwości w oczekiwaniu na posiłek. Nam na szczęście udało się być na 10 minut przed lawiną ludzi
To nie koniec atrakcji Złotego Potoku, znajduje się tutaj również dworek Krasińskich, otoczony kompleksem parkowym. Na jego terenie przepływa Wiercica. Dla Zuziaka byłoby to jednak za dużo, więc spacer po parku odkładam na następny raz!
Post Złoty Potok i okolice pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Świeże zioła prosto z… balkonu! pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Osobiście – miałam tak nie raz – tj. ich brak Najbardziej chyba lubię listki mięty, oregano i bazylii. Musicie przyznać, że pięknie pachną, a i “krzaczek” sam w sobie ładnie wygląda. Dlatego właśnie nie zważając na wymiary mojego balkonu (1 x 1m), zmobilizowałam się w tym roku i postanowiłam posadzić na nim parę odmian różnych przypraw. Nie tylko pod kątem kuchni, ale i również pod kątem estetyki balkonu. Teraz, gdy po kilku dniach na to patrzę, uważam to za strzał w dziesiątkę
Potrzebowałam do tego jedynie doniczek (które z resztą miałam po zeszłorocznych sadzonkach), świeżą ziemię i mały wypad na ryneczek po umyślane wcześniej roślinki.
Prościej będzie wszystkim, którzy mają kawałek własnego ogródka – wystarczy wygospodarować choć mały skrawek.
Kupiłam sadzonki następujących roślin (jest to dużo wygodniejsza forma niż sianie nasion):
Posiada bardzo charakterystyczny zapach i smak. Stosuje się je głównie do potraw z pomidorami, do pizzy, wszelkiego rodzaju dań z makaronem w roli głównej. Oczywiście również i do sałatek i do mięs pieczonych.
Jest ono podstawą kuchni włoskiej, hiszpańskiej i meksykańskiej (wraz z innymi przyprawami oczywiście).
Niewątpliwie jego liście można jak najbardziej pomylić z liśćmi selera (dobrze, że obok go nie posadziłam ). Jego liście znane są z silnego, korzennego zapachu, oraz gorzkiego smaku. Zarówno świeże jak i suszone liście dodaje się do wszelkiego rodzaju zup – w szczególności kojarzy mi się z rosołem. Ale jego amatorzy dodają go również do sałatek, mięs, serów (np. twarożka) itd.
Pamiętać jednak należy, że ze względu na jego intensywny zapach, należy używać go w umiarkowanych ilościach. Lubczyk znajduje również zastosowanie w przemyśle kosmetycznym i medycznym. Działa moczopędnie, oczyszcza organizm z toksyn, łagodzi wzdęcia oraz niestrawność, działa wiatropędnie, rozluźnia mięśnie i zmniejsza bóle menstruacyjne.
Prawdę mówiąc to nie pamiętam abym go dotychczas do czegoś użyła. Ponoć jednak najlepszy podawany jest nie w formie suszu, lecz świeżych listków/pędów. Wzbogacają one smak sałatek, sosów, marynat. Dodawany także do ogórków kiszonych i konserwowych.
Fajnie wygląda w doniczce i podobno nie jest wymagającą rośliną
Jest to aromatyczna przyprawa kuchenne ułatwiająca trawienie. Oczywiście ulepsza ona też smak wielu potraw – zwłaszcza tych z użyciem pomidorów. Ale jak i większość przypraw używana jest też do przyprawiania mięsa, ryb, sosów, sałatek czy zup. Doskonale się komponuje z białym serem, cebulą i czosnkiem.
Jak widzicie, tego dnia akurat dostałam sadzonkę czerwonej, ale zostawiłam sobie miejsce na zieloną
Ciekawostka: postawiona na oknie doniczka z bazylią podobno odstrasza owady…!
Tymianek dodaje się do wywarów mięsnych, ostrych sosów, a także i do zup, z tym, że raczej do tak zwanych “ciężkich” jak grochowa, czy fasolowa. Również do pieczonych mięs i do ryb. W sklepie bardzo często możecie się spotkać z przyprawionymi nim w widoczny sposób wędlinami. Same chyba najczęściej dosypujemy go do bigosu, mielonego mięsa, czy pasztetu własnej roboty oraz do pizzy.
Moja ulubiona, do napoju (dla dorosłych) o dźwięcznej nazwie Mohito Można ją również po prostu rzuć (listki ) Znacie też pewnie herbatę miętową, do zwykłej również możemy dodać listki. Do wszystkiego do czego będziecie ją podawać, z czym będziecie ją komponować (możecie mieszać ją przecież też z innymi ziołami do różnych sałatek, czy dodać do deserów) – najlepsza jest świeża, prosto z “krzaka”.
Warta jest “uprawy” i wszelkiego rodzaju “eksperymentów”
Majeranek charakteryzuje się niezwykłym aromatem. Ma korzenny (nawet delikatnie “palący”) gorzkawo – słodki smak. Nawet maluteńki rozgnieciony listek uwalnia intensywny zapach. W kuchni stosuje się go do pieczeni (gęsi, kaczki), do czerwonych mięs, do dziczyzny, do ryb, do smażonych i pieczonych ziemniaków. Podstawą w polskiej kuchni jest dodanie go do fasolki po bretońsku.
Znacie na pewno mieszankę ziół prowansalskich – majeranek jest wśród nich.
Uwaga – powinno się go dodawać raczej już pod koniec gotowania, gdyż nie najlepiej znosi zbyt długie poddawanie bardzo wysokim temperaturom.
Oczywiście przed rozpoczęciem sadzenia pamiętajcie o folii ochronnej, łopatce i konewce – Zuzi dziękuję za pożyczenie akcesoriów
Teraz już tylko liczę na to, że się przyjmą…
Post Świeże zioła prosto z… balkonu! pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>Post Kłobuckie smaki pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>
Mowa tu o… wyżerce kłobuckich pieczonek! Do tego wiekopomnego momentu nie dotrwałam, za to uwieczniłam wielki gar, na których pichciły się lokalne specjały.
Nie zabrakło lokalnych wypieków i przysmaków.
Ozdobą wystaw były oczywiście występy, na pierwszy plan poszły koła gospodyń wiejskich z okolicznych wsi.
A wszystko to w malowniczym otoczeniu zalewu na Zakrzewie.
Polecam lokalny folklor, tego typu imprez z pewnością na pęczki w waszych okolicach
Post Kłobuckie smaki pojawił się poraz pierwszy w Bettycook.pl - Blog o przepisach i gotowaniu.
]]>